Hej plany, hej potwierdzona droga do poprawy
Moja funkcyjność a leczenie ortognatyczne progenii
Ortodontycznie i chirurgicznie
Prolaterogenia, laterogenia, zgryz otwarty.
Ulepszenie ?
Prawidłowy zgryz ?
Stało się. Bezpowrotnie.
Ciągnąć wózek (bez)sensu.
Po burzy wychodzi słońce.
Nadejdzie czas na dobrą pogodę.



Estetyka i/lub funkcjonalność w leczeniu ortognatycznym

Moje życie z PROGENIĄ (wadą zgryzu, która ewoluowała w czasie leczenia) i jego stan bez niej
 


1. Przed założeniem aparatu stałego na zęby nazwano moją wadę progenią ze zgryzem otwartym. Tak wskazywały drugie w życiu analizy cefalometryczne. Wszystkie fotografie wewnątrzustne i twarzy: profil i przód - wszystkie fachowe stomatologiczne/ortodontyczne zdjęcia znikły. Pozostały moje dawne pamiątki (zdjęcia poniżej - uśmiech z zębami z roku 2006, na ponad dwa lata przed leczeniem), wraz modelami gipsowymi przed założeniem aparatu np.:




Taki zgryz otwarty, gdzie zęby sieczne miały ze sobą styczną. Tym samym zgryz był FUNKCJONALNY, tzn bez problemu rozgryzałam jabłka, uwielbiałam gryźć, szczególnie jabłka, odgryzałam ich kęsy bez problemowo przednimi zębami. Fakt, że zęby czasem "szczypały" przy próbie ugryzienia przednimi zębami lodów, uznano za niebyły. Ponoć były to początki nadwrażliwości zębów, ale fakt ten w dokumentacji medycznej nie został odnotowany.

Pozostały wczesne, wydaje się słabszej jakości niż te obecnie wykonywane, zdjęcia RTG profilowe i pantomogram:



2: Wada ewoluowała do nazwy: prolaterogenia żuchwy i laterogenia szczęki. Wynikło to nie z analizy cafalomterycznej, a na podstawie zdjęć RTG (dwóch zdjęć profilowego i pantomogramu - mi się wydaje, pewnie tylko mi, jestem nie-medyczna, że trudno na nich ocenić znaczące różnice w długości prawej i lewej strony szczęk, i tym samym przypisywać im nierówne długości mianem "-latero-", na ile ? na jak wielkie w mm "-latero-" ? ... niewiadomo, nie spisano) i wyglądu mojej twarzy.
Dodaje (2017): na profilowym RTG jest widoczne że "profile" boczne nie nachodzą się na siebie, występuje pewny odstęp pomiędzy np. kośćmi żuchwy. Tak bynajmniej było to u mnie widoczne przed operacją. Po operacji (2 tygodnie) również było widoczne, dodatkowo linia pośrodkowa która miałam choć na szczęce górnej, poleciała w bok, a za nią bródka. Szczegół dla przeciętnego człowieka nie zauważalny, dla chirurga na pewno widoczny.



3. Na zdjęciu z 2016 roku, moim nieprofesjonalnym (niemedycznym) okiem, widać że szczęka i żuchwa są nierówne po prawej i lewej stronie - to jest stan pooperacyjny. Stan na który chirurg-operant, mówi bym się ogarnęła. Sam chyba nie ogarniając dostatecznie sytuacji przed operacją - wg mnie słaba diagnostyka ! brak informacji i odpowiednich badań (m.in. CBCT szczęk, które od długiego czasu w wielu szpitalach się wykonuje choćby odpłatnie, a mnie pominięto. Dodaje że w latach 2016-2017 mówi się że niedawno diagnostykę CBCT wprowadzono ? w jaki sposób widziałam na nią skierowania w 2012 roku, słyszałam w 2010/2011 ? kto by był na tyle odważany by potwierdzić, że był już w tamtych latach diagnozowany badaniem CBCT, bo miał wskazania ... mi mówi się, że wskazania miałam, no ale... ). Nawet w RCKiK mówią, że dobre wyniki krwi to nie wszystko, drugie to wywiad lekarski: i w niego nie wszystko odnotowano, jedna karta ze szpitala zaginęła, a wpisy w dokumentacji dotyczą czasem badań, których wcale mi nie wykonywano (nie sądzę, by można było wykonać badania w narkozie, takie gdzie opisuje się że coś jest "niebolesne").

4. Ostatnie wykonane analizy cefalometryczne, niespełna 2 lata po operacji wady zgryzu - wskazują, że mam układ kostny II kasy szkieletowej (jakoby nadal wadę zgryzu), profil opisany jako ortodontyczny, zamiast prawidłowy, co po długim leczeniu ortodontyczno-chirurgicznym wydaje się, że niejednego mogłoby co najmniej trochę zdenerwować.
Mnie, prócz zdenerwowania, w tym również zastanawia w tym leczeniu faktyczne planowanie, badanie efektów swojej pracy. Nawet jeśli się nie trafi do lekarza specjalisty z danej dziedziny, to chyba sam zawód lekarski i jego praktykowanie na pacjentach wydawałoby się, że do czegoś zobowiązuje.
Również daje do myślenia dobrowolność lekarskich interpretacji, a w tym dobrowolność przyjmowania do leczenia "przypadków" w których ma się słabe doświadczenie, a dopiero na "przypadku" się "doświadcza leczenia". Gdyby, ktoś mi o tym pisał, pewnie mocno bym się nie przejęła, ale jak takie leczenie - a także brak informacji w trakcie, że może coś pójść źle (poza ogólnymi szpitalnymi opisami ryzyka, brakło tylko "tego" co było widoczne "na oko"), bo jak mi później tłumaczono, "po co niepokoić pacjenta, jeszcze ucieknie" - jak takie leczenie dotyczy nas bezpośrednio to jednak boli, mocno boli.
Idzie się do lekarza w zaufaniu, a nie z wiedzą medyczną, gotową diagnostyką, zestawem pytań, poukładanymi uciążliwościami, które rzekomo mogłyby być związane z danym leczeniem, a czasem bywają zwykła codziennością. Idzie się w zaufaniu, i co się dostaje ? mowę, że cała medycyna to praktyka lekarska, wtenczas gdy coś się ukrywa, i nie do końca diagnozuje, wtedy gdy cała masa pieniędzy zostanie przelana, i się okazuje że kolejne tyle trzeba będzie by wyprostować sytuację.
A fakt, faktem że stan sprzed leczenia nigdy nie wróci, osądzą jako - nikt nie gwarantował, że będzie lepiej. Co najmniej na poziomie, przecież pacjent żyje, a medycyna zyskała nowe doświadczenie. Czyżby ? historie wielu pacjentów są zamiatane pod dywan, a tych którzy poskarżą się o błędy w leczeniu i diagnostyce opieczętują "medycyna niczego nie gwarantuje".
Nie ma co się dziwić, że wielu z nas boi się iść do lekarza, a tym bardziej do szpitala. Takie są moje wrażenia. Każdy ma inne. Ja podobnej sytuacji szczerze chciałabym uniknąć.

Po wielokroć medycyna i ludzie związani z nią zawodowo będą potrzebni by ratować życie ludzkie.

Tymczasem dzieje się coś na znak "przemysłu/przetwórstwa medycznego", bynajmniej działa to podobnie jak w przemyśle. By się rozwijać, trzeba próbować, doświadczać, popełniać błędy... gdy projektant źle dobierze materiał, mebel, będę wkurzona, ale wiem że mogę go wymienić (stracę na kasie, no ale to rzecz nabyta). Inaczej w sferze bezpieczeństwa, wszystko powinno być wyliczone, dobrane odpowiednimi materiałami, technikami, odebrane, a czasem obserwowane... A medycyna: wyliczenia na początku do potrzebnej kwalifikacji, a na końcu też coś zrobią (ale w domyśle: te wyliczenia można "przeginać" w odpowiednią stronę... może tak "by było/wyglądało to dobrze/źle" w zależności w którą stronę chce się iść). Specjalnie "coś" bo w realiach, niekoniecznie są chętni by te wyliczenia robić: wielokrotnie dokoła medycy cieszą się wizualnym efektem, popadają w niebiański zachwyt, zachwyt roznosi się niczym zakażenie "drogą kropelkową" ... i w sumie czasem na tym wystarczy. Wielu pacjentów ortognatycznych/ortopedii szczękowej, jest na tyle zdrowych ogólnie, ze staja się wspaniała tarczą eksperymentalną - każdy z nas jest inny, medycy bazują głównie na swoim doświadczeniu. Mimo, że wiele zostało opisane (widać to w przypisywanych przeze mnie artykułach), mówi się, że pewne sprawy niedawno wyszły "na jaw" ... a pacjent staje się tarczą, i do tego ma wiedzieć które lotki w niego powinny trafiać... tak. kwestia rozwoju, nawet w medycynie (przemysłowej) wydaje, ze prawnie stawia pacjenta na pozycji "kozła ofiarnego". Wszystko dla dobra rozwoju, kosztem zachwytów, może spekulacji, manipulacji... hollywoood coraz bliżej. Kto by chciał pracować w branży, która się nie rozwija?
Carpe Diem ... a nie Mit PRIMUM NON CERERE.

5. Nawet po śmierci mojego jedynego Brata nie byłam tak "chora" jak teraz: zdrowa fizycznie, a jednak niezwykle słaba. Zdrowe organy wnet mogłabym oddać, bo chyba tylko mózg mi się lansuje, i być mógłby do usunięcia. Wydaje się, że chyba nigdy nie zrozumiem tych którzy tak usilnie chcą się leczyć ortodontycznie i operować z uwagi na wygląd - i część leczenia jest refundowana. A ciekawe co z refundacją zaburzeń, które ma się przy niekończącym się leczeniu .... i jak się bada efekty refundacji.
A jak wygląda dbanie o zdrowie społeczeństwa, które finansuje sobie same leczenie u lekarzy, którzy i tak są bezkarni przy prowadzeniu leczeniu na tzw "oko".
Raz mi wmówiono "proszę tak swoich kości nie badać, bo nic Pani nie jest". Prawda. Kostnie jestem zdrowa, i celowo prywatnie zrobiłam całą kostną diagnostykę, by sprawdzić czy coś ze mną nie tak. Kolejno na wizytę przyniosłam wydrukowane skany badan CBCT szczęk, i pytam czy aby to prawidłowy wygląd wyrostka zębodołowego ? w odpowiedzi słyszę, że mam zanik kości ?!?!?! czyli to pacjent ma sobie wykonywać skany przekrojów kości by usłyszeć, że jednak jest cos nie tak ! to gdzie jest problem ? ogółem zdrowa, ale mam zanik kości ? powiedzą, że to od wady zgryzu - tyle, że przed leczeniem ortodontycznym: raz nie miałam problemów z dziąsłami; dwa nie miałam zdiagnozowanego wyrostka zębodołowego badaniem CBCT a na badaniu RTG zaniku nie widać !
 Dodatek: ale widać "long-face" (pojęcie stosowane i przed moim leczeniem); widać w zdjęciu profilowym przed założeniem aparatu, że siekacze były już wychylone, wyrostka zębodołowego było cieniutko, ryzyko OGROMNE - już wtenczas nadawałam się do obserwacji u periodontologa (nie chce pisać leczenia interdyscyplinarnego, bo w realiach istnieje ono tylko w gronach "znajomych sobie medyków"; trudno by pacjent wiedział do której grupy znajomych ma trafić) - ale nikt mnie tam nie posłał, a byłam prowadzona u jednej z najlepszych grup stomatologicznych w kraju (tak się bynajmniej uważa). Moja obecna sytuacja jest jatrogenna, ale i to niewiele znaczy - to jedynie stwierdzenie.
 jak można wmawiać, że problem był wcześniej ! to tylko w naszym kraju tak można !!! gdyby problem kostny był wcześniej to pewnie leczenie byłoby ostrożniej prowadzone (dodatek: mówią mi, że "wspaniale" prowadzono moje leczenie, bo mogło się skończyć gorzej. Wszystko dzięki "lekarzom", ukłony do kostek) - a na pewno byłoby gdybym była córką Prezydenta - w końcu ortodoncja jest prywatnym leczeniem, a jednak pacjentów traktuje się wybiórczo.
I co ? leczenie trwa, i odpowiedzialnego póki co nie ma (jeszcze jest nikła nadzieja, że może się dobrze zakończy leczenie).... teraz tylko coraz większy strach przy wymianie łuku na szczęce dolnej. Ile siekacze dolne się utrzymają ? ponoć mam się cieszyć, ze mam 1mm kości pod wierzchołkami siekaczy (dodam że szerokość korzenia zęba siecznego jest w zakresie 2-3mm). A mnie jednak - łącznie z ciągłym napięciem, i zaburzeniem czucia w okolicy brodki i wargi dolnej mało to cieszy. Przy zaburzeniach w ssż, i braku triad zębowych po prawej stronie, też mało mnie cieszy. Kolejna zimowa pora nadejdzie i znów będzie ból ... tyle mam po "próbie" poprawy warunków zgryzowych. Trudno mi komukolwiek to leczenie polecać. Póki co udowadnia mi się, że sama sobie jestem winna. I równie pięknie, wmawia że przecież są efekty. Słowa sędziego lekarza "przecież estetycznie się poprawiło" (sędzia widział mnie pierwszy raz na oczy, a nie miał wtenczas zdjęć sprzed operacji, czy sprzed założenia aparatu stałego na zęby).

  Dodatek: niebawem napiszę, ile jestem komu "winna" (padło już, że byłam naiwna, nie bałam się to może i jestem/byłam ...... bo tylko tacy się nie boją; a teraz niepokorna, trudna, wycofana ... i się boi..., to może i "winna") za rozdmuchiwanie mojej sytuacji. Może powstanie klasyfikacja pacjentów? osobowości? może to pacjent jest problemem, a nie mechanizmy leczenia? nie grupowanie tych mechanizmów, większa przewidywalność? może pacjent mimo, ze indywidulanie, osobniczo różny od innego pacjenta - jednak nie może otrzymać indywidualnej osobniczej diagnostyki, bo jednak lepiej "wkleić" ogółem zestawione "ryzyka" i mieć to z głowy? Pewnie dużo uprościłam ... ale może czasem tak trzeba. (nigdy nie twierdziłam, i nie stwierdzę, że obserwacji tkanek, ich homeostazy da się nauczyć z książki).
Chciałabym to lepiej ogarnąć by jakoś "pomóc" ... ale nie jest to poradnik, nie jest to wskazówka dla przyszłych pacjentów - nawet jeśli stworzę stronę z moimi efektami leczenia, to nadal nie będzie to poradnik. Choć wiem, że znajdzie się rzesza czytelników co będzie się "zachwycała" i może i dobrze (dla innych, ludzie lubią się wzajemnie nakręcać, lub bardziej profesjonalnie: "dążą do wzajemnej motywacji") - to może nakieruje którego z lekarzy doceniać, do którego ze spokojem udać się leczyć? Bardzo często cieszyłam się że mogę w czymś pomagać, a jak kogoś cieszy to co się wydarza u innych - może korzystać, ponoć życie to jakaś forma "zabawy".


Ktokolwiek by tu nie zajrzał, niech wie, że zdaje sobie sprawę, że nie jestem jedyną osobą leczoną ortodontycznie w naszym kraju. Nie jedyną ze źle dobraną ścieżką zawodową, która trwając długi czas, łącznie z leczeniem ortodontycznym, doprowadziły mnie do "zakrętu" z którego trudno wyjść na prostą. Jakbym zatraciła wszystkie marzenia, wszystkie stały się nierealne. Wraz z brakiem celu i perspektyw na przyszłość, chyba wszystko stało się "obce", złe, nie do ruszenia.
PO KAŻDEJ BURZY kiedyś ZAŚWIECI SŁONCE .... "Odrodzenie Feniksa" zostawiłam, pewnie celowo?, w jednym z budynków medycznych...


Ktoś kiedyś pytał o "łapkę" ? nie wiem (moja strona, ale nie operuje niektórymi pojęciami) czy to coś nie jest dostępne w prawym górnym rogu strony (tak do pełnego górnego rozwinięcia)?

Eureka: pacjenci są indywidualnie traktowani dzięki zupełnie indywidualnych badan CBCT czy zdjęć RTG wykonanych na ich osobie!! z stąd analiz kefalometrycznych. BINGO.
W końcu nikt nie bazuje na jednym wzorcowym pacjencie i jego RTG, czy jednej analizie… BINGO? Czy ….

ALFA i OMEGA nadpromienista przemiana działo się, i dziać będzie DZIEJE SIĘ Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja